Historia złotego medalu z Atlanty

Żeglarstwo, Psychologia, Sport|07.03.2022

Cała historia zaczęła się w 1992, kiedy to obejrzałem w telewizji Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie. To właśnie wtedy w moim sercu zrodziło się marzenie, by przynajmniej raz w życiu wziąć udział w tym wielkim święcie sportu i reprezentować Polskę na Igrzyskach Olimpijskich. To marzenie, przynajmniej na tamten moment, było bardziej w moim sercu niż umyśle. 


Mimo że nie było wtedy tak łatwego dostępu do informacji (pierwsza na świecie przeglądarka stron www Mosaic powstała w 1992 r.), sprawdziłem, że kolejne Igrzyska Olimpijskie odbędą się w Atlancie w Stanach Zjednoczonych. Miałem dokładnie 4 lata do startu i 3 lata, aby zakwalifikować się do Igrzysk. Musiałem zdobyć tak zwany Paszport Olimpijski, wygrywając krajowe kwalifikacje. Po trzech latach starań miałem to! Zostałem reprezentantem Polski na Igrzyska Olimpijskie w Atlancie. Radość nie z tej ziemi. Spełnię swoje marzenie! Ale zaraz po tym usiadłem i zacząłem się zastanawiać, co będzie dla mnie sukcesem na tych Igrzyskach. 


Postawiłem sobie cel

Sportowcy przyzwyczajeni są do wyznaczania sobie celów, konkretnych wyników w zawodach, mistrzostwach, igrzyskach. Wiedziałem, że aby osiągnąć swój cel, muszę go konkretnie określić - wręcz zapisać. Kluczem, który odróżnia marzenia od realnego celu, jest świadomość i analiza, w którym miejscu aktualnie się znajduje, na co mnie stać i czy jestem w stanie osiągnąć wyższy poziom, by wyznaczyć ambitne, ale nadal realne cele. 

Już przed startem w Atlancie byłem utytułowanym żeglarzem, zdawałem sobie jednak sprawę, że na Igrzyska jadą najlepsi sportowcy z całego świata. Ja natomiast nie utrzymywałem równej formy. Miałem przebłyski. W 1995 roku wygrałem nawet jedne mocno obsadzone regaty, ale bywałem też często poza pierwszą dziesiątką. Wiedziałem, że mam wielu mocnych konkurentów. Doświadczonych żeglarzy. Z wieloma tytułami na koncie. Oczywiście w głębi serca marzył mi się medal, natomiast moje wyniki przed Igrzyskami pozwalały mi myśleć realnie o miejscu w pierwszej ósemce. Dowiedziałem się też, że do ósmego miejsca dostaje się na Igrzyskach dyplomy, więc pomyślałem, że taki dyplom będzie piękną pamiątką z mojego pierwszego startu na Igrzyskach Olimpijskich. 


Metody osiągnięcia celu 

Wiedziałem, że przede mną dużo pracy, musiałem znacznie się rozwinąć i zbudować olimpijską formę. Przyjąłem wtedy nadrzędną zasadę, że jedynym sposobem do osiągnięcia sukcesu, jest rozwój. Z tej głównej zasady wyniknęły dwie metody, które umożliwiły mi zdobycie złota w Atlancie. 

Pierwszą metodą, było dołączenie do zespołu ludzi, którzy są lepsi ode mnie.To metoda, którą wykorzystuję do dziś w biznesie i w sporcie. Otaczam się osobami, które są lepsze ode mnie i ciągną mnie do przodu. Korzystam wtedy z ich doświadczenia, wiedzy, patrzę, w jaki sposób pracują, jakie mają rutyny, narzędzia i w jaki sposób wyznaczają i osiągają swoje cele. Niejednokrotnie dojście do pewnych wniosków samemu zajmuje nam wiele lat. Dzięki tej metodzie zyskuję doświadczenie praktyków, które nabywali przez całe swoje zawodowe życie. 

Chciałem wykorzystać tę metodę w swoich przygotowaniach do startu na Igrzyskach w Atlancie. Jednakże w tamtych czasach byłem najlepszym zawodnikiem w Polsce. Pojawił się problem. 

Skupiłem uwagę na drugiej metodzie. Zacząłem poszukiwać trenera, mentora, którego zadaniem byłoby wprowadzenie mnie na wyższy poziom i przygotowanie mnie do Igrzysk w Atlancie. Potrzebowałem osoby, która bazując na własnej wiedzy i doświadczeniu, obserwacji moich poczynań oraz podglądaniu konkurencji mogłaby mi podpowiedzieć, oraz nauczyć lepiej, szybciej i skuteczniej żeglować, naprowadzając przy okazji na dobre tory. Niestety powtórzyła się sytuacja jak w przypadku poszukiwań zespołu. W tamtym czasie w Polsce trudno było o trenera, jakiego poszukiwałem. 

Tym samym dwie metody, które miały przełożyć się na osiągnięcie mojego celu poprzez rozwój moich umiejętności, nie były możliwe do zrealizowania. Chociaż nie jest to do końca prawdą. 

Powiedziałem sobie, że skoro na moim rodzimym podwórku, w Polsce, nie mogę znaleźć osób, które mogłyby pomóc mi rozwinąć skrzydła, to czas rozpocząć poszukiwania pomocy szerzej. I kiedy zacząłem szukać inspiracji w świecie. Rozmawiałem, pytałem, dzwoniłem, wysyłałem wiadomości. Aż w końcu dostałem propozycję dołączenia do zespołu, który także przygotowywał się do Igrzysk. Zespół składał się z reprezentantów Szwecji, Nowej Zelandii i Kanady. Wow! Pomyślałem wtedy, że mam dużego farta. Gwiazdy mi sprzyjają. 


Co było kluczowe w osiągnięciu mojego celu?

Po tym jak wyznaczyłem sobie cel (top 8 na Igrzyskach) i znalazłem zespół do treningów, nadszedł czas nauki. Zacząłem od dobrego przygotowania, ale nie tylko na poziomie formy sportowej, ale także na poziomie wiedzy

Rozpocząłem od zebrania jak największej liczby informacji o akwenie, na którym miały odbyć się Igrzyska. Już wtedy wiedziałem, że wykorzystanie nowych technologii to ogromna przewaga w osiągnięciu sukcesu. Także w sporcie. Na tamte czasy, nową technologią był internet. Dlatego poprosiłem swoich znajomych, aby wyszukali mi wszystkie informacje o akwenie olimpijskim. Z otrzymanych danych wynikało, że w okresie przełomu lipca i sierpnia, na kiedy zaplanowane były Igrzyska w Atlancie, mogą panować bardzo zmienne wiatry. To oznaczało, że nie można było się spodziewać jednych, stabilnych warunków pogodowych. W tamtym czasie żeglarze z reguły specjalizowali się w pływaniu na wiatrach słabych lub silnych. Mało było żeglarzy uniwersalnych

Mając dane o akwenie, postawiłem na jak najlepsze przygotowanie się do każdych warunków. Być uniwersalnym zawodnikiem. Wiedziałem, że jeżeli będę pływał najrówniej w różnych warunkach, to mam szansę przez 10 zaplanowanych wyścigów być w pierwszej ósemce. 

W czasie treningów z moim zespołem, kiedy wiał silny wiatr, podpatrywałem tylko Kanadyjczyka. Mistrza w tych warunkach. Uczyłem się od niego, robiłem dużo notatek i wyciągałem wnioski. Kiedy zmieniały się warunki, obserwowałem Szweda. Nie wszystkie metody włączyłem do własnych treningów, ale mogłem wybierać, które z podpatrzonych elementów będą dla mnie najkorzystniejsze. 


Kiedy pojechałem na Igrzyska byłem gotowy na wszystko

Po pierwszych trzech wyścigach w Atlancie, które odbyły się przy słabym wietrze, byłem na 6 pozycji. Do dziś pamiętam moją radość, wiedząc, że realizowałem założony plan - mieściłem się w pierwszej ósemce. Następnego dnia nad wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych naszedł front niskiego ciśnienia. Pogoda się załamała. Zaczęło wiać. W stawce nastąpiły roszady. Specjaliści od silnego wiatru byli w czołówce. "Słabowiatrowcy" żeglowali marnie. A ja robiłem swoje. Żeglowałem równo. Z przebłyskami. Ze wszystkich 10 wyścigów wygrałem tylko 1 wyścig. Jednak przez całe regaty, pływałem równo, zawsze byłem w czołówce peletonu. Okazało się, że 21-letni żeglarz, na którego nikt nie stawiał, zgarnął wszystkim sprzed nosa złoty medal! 


Szczęście a doświadczenie

Często mówię, że miałem trochę szczęścia, kiedy zdobyłem wtedy ten medal. Jednak wyszedłem naprzeciw temu szczęściu: wyznaczyłem konkretny cel, odrobiłem lekcje, skorzystałem z pomocy, zaangażowałem technologię, zdobyłem informacje, ułożyłem plan i miałem dobry zespół. Konsekwencją tych wszystkich działań był złoty medal. Byłem przygotowany na zwycięstwo, dlatego po nie sięgnąłem.

Podobne historie