Piękna katastrofa

Żeglarstwo, Psychologia, Sport|07.03.2022

Na ten projekt poświęciłem blisko dwa lata swojego życia. Niestety jeszcze przed rozpoczęciem zakończył się wielką katastrofą. W pewnym momencie nawet myślałem, że tak wpłynie na moją karierę, że już nigdy się po nim nie podniosę. Jednak dzisiaj z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że tę porażkę przekułem w swój osobisty sukces. Mowa o projekcie “Polska100”. 


Ambitne plany

Od lat myślałem o poprowadzeniu dużego projektu morskiego dla polskiego żeglarstwa. Rozważałem startu polskiej załogi w Volvo Ocean Race, samotnego rejsu dookoła świata lub udziału w największych regatach na świecie takich jak wyścig z Sydney do Hobart czy Fastnet Race. Wszystko na dużym, regatowym, nowoczesnym jachcie pod polską banderą z polską załogą. 

W 2018 roku Polska obchodziła setną rocznicę odzyskania niepodległości. Pomyśleliśmy, że będzie to dobra okazja by uświetnić tą datę takim wyczynem jednocześnie promując nasz kraj zagranicą. 

Zaplanowaliśmy dwuletni rejs dookoła świata z odwiedzeniem stu portów na wszystkich kontynentach i startem we wszystkich największych i najsłynniejszych regatach świata. Pozyskaliśmy partnera do tego projektu, który miał sfinansować zakup jachtu i pokryć koszty projektu. W ramach współpracy z Polską Fundacją Narodową miałem być twarzą projektu i dowodzić załodze w tym ambitnym przedsięwzięciu. 


Projekt Polska100 to projekt, nad którym pracowałem dwa lata. Włożyłem w niego mnóstwo pracy, wyrzeczeń, energii, czasu i pieniędzy. Sam projekt był już na zaawansowanym etapie, mieliśmy zakupioną łódkę i podpisaną umowę. Wtedy wydawało mi się, że popłyniemy, wszystko przecież wskazywało, że projekt nie może się nie udać. W momencie kiedy PFN podjął decyzję, że projekt nie będzie kontynuowany, zrobiło się w mediach bardzo głośno. Zrzucono winę na mnie. Media pisały na ten temat na pierwszych stronach. Faktyczny rozgłos zaczął się kilka miesięcy wcześniej, kiedy to dziennikarze zaatakowali projekt oraz mnie personalnie. Jednak to właśnie Polska Fundacja Narodowa była głównym celem mediów opozycyjnych. 

Ta sytuacja nadszarpnęła mój wizerunek, wpłynęła na moje życie zawodowe oraz status finansowy. Mogę powiedzieć, że mocno mi się dostało. 


Porażka projektu

Cała ta sytuacja odbiła się na moim zdrowiu psychicznym: źle spałem, byłem zestresowany za dnia i w nocy. W ciągu dnia odbierałem telefony od dziennikarzy, tłumaczyłem się z całego przedsięwzięcia i próbowałem znaleźć wyjście z tego potrzasku. Najważniejsze, że równocześnie mogłem liczyć na wsparcie rodziny i przyjaciół, jednak skala tej porażki przytłoczyła mnie na tyle, że polecili mi, abym poszukał specjalisty. 

Wcześniej oczywiście korzystałem z pomocy psychologów sportowych, jednak teraz potrzebowałem pomocy specjalisty, który w osobie psychologa lub coacha pomoże mi przepracować tę sytuację i podnieść się z porażki. 


Żałoba po niezrealizowanym projekcie

Pojawiło się wiele kandydatur, ale myślę, że miałem duże szczęście, że już z pierwszą osobą - Dorotą, poczułem, że nadajemy na “wspólnych falach”. Rozmowa z Dorotą mimo tej bardzo trudnej dla mnie sytuacji, od początku się “kleiła” i to ona przepracowała ze mną tę porażkę. W czasie naszych rozmów dowiedziałem się, że nie mogę tego problemu zamieść pod przysłowiowy dywan. Musiałem przejść żałobę po niezrealizowanym projekcie. Kilku miesięczną żałobę. To była dla mnie nowość. 


Porażka czy sukces?

Kiedy dzisiaj patrzę wstecz i myślę o tej sytuacji, kluczowym było to, że w czasie przygotowań do tego znakomitego projektu postanowiłem zrezygnować z wielu innych działań. Poświęciłem wszystkie aktywności, które miałem przed projektem Polska100, które były ważne, ciekawe i intratne. I co najważniejsze, które także dawały mi i moim najbliższym bezpieczeństwo. Mówiąc bezpieczeństwo, mam na myśli czas, który mogłem poświęcić rodzinie oraz pieniądze, które te działania przynosiły. Żałoba po projekcie Polska100 trwała kilka dobrych miesięcy. W tym czasie wzmocniłem swoją samoświadomość, a sama porażka ostatecznie bardzo mnie wzmocniła. Współpraca z Dorotą dała mi bardzo wiele i mogę powiedzieć, oczywiście z perspektywy czasu, że nigdy nie byłem tak mocny, jak właśnie po tej porażce.


Czego się nauczyłem?

Nauczyłem się wiele o sobie, poznałem swoje mocne i słabe strony, wzmocniłem się. Dzisiaj lepiej odczytuję zamiary ludzi, zanim rozpocznę z nimi współpracę, te wszystkie wnioski, które wyciągnąłem były dla mnie ogromnym krokiem. Powinienem podziękować opatrzności, że ostatecznie nie realizuję tego projektu. W takim czasie i w takim zespole. Co ciekawe po tym jak przeszedłem tę żałobę i przepracowałem porażkę, postanowiłem, że nadal będę kontynuował współpracę z Dorotą. Do dzisiaj, co najmniej raz na miesiąc spotykamy się, rozmawiamy nie tylko o problemach, ale także o moich pomysłach, o różnych inicjatywach, które chcę podjąć i zmianach które chcę u siebie wprowadzić. 


Dzisiaj nie boję się porażek 

Cały czas podejmuję się realizacji ambitnych celów. Nie boję się próbować nawet jeśli związane jest z tym ryzyko przegranej i porażki Dlaczego? Ponieważ potknięcia są wpisane w życie osób ambitnych, które chcą zmieniać świat i robić wielkie rzeczy. Kiedy się działa, należy być świadomym ryzyka. Dlatego uważam, że to, co się wydarzyło miało sens. Najważniejsze jest to gdzie jestem dzisiaj, jakie trudności pokonałem i jak to wykorzystam w przyszłości. 


Podobne historie