Pusta głowa

Psychologia, Sport|05.05.2020

Steve Jobs, założyciel Apple, podczas słynnego wystąpienia na Uniwersytecie Stanford powiedział do zebranych: „Pozostań głodnym, pozostań głupim”. Ten wyjątkowy człowiek nie zamierzał nikogo obrazić ani namawiać do diety. Obserwując czego w życiu doświadczył i czym się zajmuje, słuchacze od razu skojarzyli, że Steve ma na myśli stan naszego umysłu. 

Potrzeba ciągłego rozwoju, otwartości na nowe, pozostawienia pustych przestrzeni w naszym mózgu na wypełnienie świeżą wiedzą i tym co nowe była dla niego ważniejsza niż to co już mamy i posiadamy. 

Dopiero niedawno zrozumiałem w jaki sposób mógłbym przełożyć jego myśl na sytuację z życia wziętą. Po długiej i ciężkiej podróży dotarliśmy z trzema zawodnikami na Majorkę. Po drodze spotkało nas wiele niespodzianek. Silny sztorm na Morzu Śródziemnym zatrzymał wszystkie promy przez co przymusowo spędziliśmy dodatkowe trzy dni w Barcelonie. Po przyjeździe na wyspę okazało się, że mieszkanie, które mój kolega wynajął, jest już niedostępne. Nowe maszty są nadal w odległym magazynie a w klubie żeglarskim trwa remont. 

Nie z takimi wyzwaniami przyszło nam się wcześniej zmierzyć. Szybko przeorganizowaliśmy plan działania, skupiliśmy się na priorytetach i już następnego dnia po przyjeździe zeszliśmy na wodę. 

Z motorówki widziałem jak na dłoni, że nic się nie klei. Mój kolega żeglujący na Finnie również nie czuł się dobrze. W połowie treningu powiedział: „Mateusz, nie docierają do mnie żadne zewnętrzne sygnały. Nie czuję dobrze wiatru, fali, nie widzę nawet chmur z których jak na dłoni można było ułożyć najlepszą trasę wyścigu. Moja głowa jest pełna. Nie jest w stanie przyjąć żadnych informacji z zewnątrz”. 

Jego samoświadomość i szczerość była na miarę mistrzostwa świata. Które tak przy okazji ma na swoim koncie. Od razu zrozumiałem, że on cały czas w swojej podświadomości myśli o mieszkaniu, które przepadło, maszcie w odległym magazynie i remoncie w klubie. 

To było jak deja vu. Kilka razy sam byłem w podobnej sytuacji. W 2002 roku wystartowałem do mistrzostw Europy w Turcji decydując się na przylot na miejsce regat na ostatnią chwilę. Zanim wsiadłem do samolotu zajmowałem się setką nie związanych z żeglarstwem spraw. Zarówno prywatnych jak i zawodowych. Wcześniej dużo trenowałem i na pewno nie mogłem narzekać na formę, brak opływania czy prędkości. Ale kiedy na starcie stają najlepsi z najlepszych, liczą się niuanse. Trzeba wejść na najwyższy poziom. Widzieć wiatr kolorami. Podczas tych mistrzostw w głowie szalały mi myśli, które wyłączyłem dopiero ostatniego dnia regat. Było już za późno. Skończyłem te regaty na 6 pozycji co uznałem za porażkę. 

Największe sukcesy osiągałem dzięki umiejętności wewnętrznego wyciszenia, skupienia tylko na tym co ważne i przede wszystkim wcześniejszego przygotowania takiego komfortu. Wychodząc na wodę chcę mieć połowę głowy wypełnioną wszystkim co wcześniej w sobie wytrenowałem i przygotowałem. Natomiast druga połowa dobrze by pozostała pusta. Zawsze otwarta i gotowa na to co zobaczymy i poczujemy po wypłynięciu z mariny. 


Mateusz Kusznierewicz

Podobne historie