Pytam nie bez powodu. Otóż w miniony weekend wypiliśmy herbatę z Markiem Kamińskim. Zawsze nam się dobrze rozmawia. Mamy podobne zainteresowania, wartości i obserwacje.
Podczas spotkania doszliśmy do wniosku, że w dzisiejszych czasach cały czas mamy coś na głowie. Pędzimy jak szaleni. Ciągle jesteśmy czymś zajęci.
Słowo „jesteśmy” z poprzedniego zdania można u wielu z nas zamienić na „chcemy być” lub „potrzebujemy być”. Niektórzy nazywają to nawet chorobą, ale my z Markiem podchodzimy do tematu inaczej. Wymieniliśmy się pomysłami co można z tym zrobić i w jaki sposób sobie pomóc by nieco zwolnić tempo, zwiększyć swoją samoświadomość, wyciszyć się i uporządkować swój świat.
Zacznę od metody Marka:
Podczas jednego ze swoich ostatnich wykładów, Marek zaproponował wszystkim uczestnikom, by zamiast mówienia do nich przez godzinę, niech przez ten czas pobędą razem w kompletnej ciszy. Dodał, że dla wielu mogłoby to być bardziej przydatne niż jego godzinna prezentacja. Spośród wszystkich zebranych mniej więcej jedna trzecia podniosła rękę zgłaszając, że to ciekawy pomysł, i że tego potrzebują.
Marek sugeruje jednak, żeby zamiast godziny zacząć od 5 minut. Zarezerwuj je dla siebie każdego dnia. Usiądź w cichym miejscu i spędź 5 minut w milczeniu. Bez ruchu, bez mówienia, bez myślenia.
Z tym ostatnim to u mnie będzie chyba najtrudniej – odparłem Markowi. A on na to:
„Spróbuj Mateusz medytacji. W najprostszej formie. Policz od 1 do 100. Albo skup się tylko na swoim oddechu. Albo używając swojej wyobraźni, wdychaj kolor, który lubisz, wydychaj kolor, którego nie lubisz. Nie myśl w tym czasie o sprawach do załatwienia, zakupach, które musisz zrobić, projekcie, który Cię goni, czy dzieciach, które masz odebrać z przedszkola. Te 5 minut jest dla Ciebie.”
Takie 5 minut to także jeden ze sprawdzonych sposobów na obniżenie stresu poprzez odciągnięcie uwagi od bieżącego tematu i nabranie na nowo wewnętrznej energii, dystansu do bieżącej sytuacji i spraw, którymi się zajmujemy.
OK, a teraz moja metoda, którą podzielę się z Tobą. Stosuję ją od ponad 10 lat. Polega na spotkaniu się sam ze sobą. Tak, umawiam się na godzinną rozmowę z Mateuszem Kusznierewiczem.
Robię to raz w tygodniu od 10 lat! Patrzę w tej chwili na swój kalendarz i widzę, że mam wpisane spotkanie ze sobą na jutro w godzinach od 10 do 11 a w przyszłym tygodniu będzie to wtorek popołudniu, od 14 do 15.
Podczas takiego spotkania siadam sobie w spokojnym miejscu. Czasem jest to pokój, do którego nikt nie wejdzie. Przy ładnej pogodzie siadam na ławce w parku.
Zdarza mi się też usiąść na taką rozmowę w kawiarence. Najlepiej takiej, w której wiem, że nikt raczej do mnie nie podejdzie. Wyłączam telefon, nie biorę gazety ani książki, jestem sam ze sobą. I zaczynam rozmowę.
Na początku zadaje sobie pytanie: Mateusz, jak się masz? Tak trochę po amerykańsku: „how are you”. Ale odpowiedź nie jest w stylu „fine, thanks, and you?”. Odpowiadam sobie szczerze jak generalnie się czuję: dobrze, średnio albo po prostu „jest źle”. Staram się namierzyć powody takiego stanu, docenić i podziękować za to co mam lub po prostu wkurzyć się na siebie za to, gdzie siebie doprowadziłem i w co wpakowałem.
Następnie rozmawiam ze sobą o moim życiu. O swoim zdrowiu. O bólu w kolanie. Dlaczego do tej pory nie poszedłem z tym do lekarza? Dlaczego cały czas to odkładam? Kiedy ostatni raz robiłeś Mateusz screening (przegląd) swojego stanu zdrowia? Morfologię, USG brzucha i jąder? Patrzę w kalendarz i jestem zły na siebie, że zaniedbałem ten temat. Od razu postanawiam to nadrobić.
Moja rozmowa sam ze sobą podąża następnie w kierunku moich relacji z najbliższymi. Ostatniej rozmowy z Izą. Zachowaniem dzieci. Wizytą u rodziców. Pomysłem na święta wielkanocne, który następnie omówimy w domu. Mam czas i spokój, żeby zagłębić się w te tematy. Więcej poczuć, zrozumieć, wyobrazić sobie jak inni je widzą i do nich podchodzą.
Na koniec rozmawiamy z Mateuszem o biznesie. O osobach z którymi pracuję. Czy powinienem kogoś wesprzeć? Może nagrodzić. A może komuś podziękować i zakończyć współpracę? Na ostatnim spotkaniu sam ze sobą rozważałem bardzo ciekawą propozycję, którą ostatnio dostałem. Pod wpływem emocji i bez chwili zastanowienia, pewnie od razu bym ją przyjął. Podczas spotkania sam ze sobą spojrzałem na nią z wielu perspektyw. Policzyłem czas jakim dysponuję i zweryfikowałem obecne projekty i działania. Doszedłem do wniosku, że muszę odmówić. Nie żałuję tego. Jestem przekonany, że podjąłem słuszną, przemyślaną decyzję.
Co dają mi takie spotkania ze sobą? Zauważyłem, że dzięki nim mam czas by na chwilę się zatrzymać, spojrzeć na moje życie z innej perspektywy, zwiększyć swoją samoświadomość. Tym samym podejmuję mniej błędnych decyzji.
Polecam Ci spróbować naszych metod. Ciekaw też jestem co o nich sądzisz? Napisz proszę. Przeczytam każdego maila jakiego do mnie wyślesz w odpowiedzi na ten newsletter.
Dzięki i dobrego dnia.
Pozdrawiam, Mateusz